–
Widziałeś mnie już wcześniej –
szepnęłam wspinając się na palce, by sięgnąć jego malinowych
ust.
–
To niemożliwe – odparł schylając
się, by ułatwić mi zadanie. – Chcesz mi powiedzieć, że wtedy
to nie był pierwszy raz? – Upewnił się.
–
Dokładnie to chcę ci przekazać –
odpowiedziałam szukając kontaktu wzrokowego.
–
Nie mogę w to uwierzyć… Zapamiętałbym
cię! – uparcie bronił swojego zdania. Drażnił mój policzek
swoim oddechem, a ja topniałam jak wosk.
–
Może widziałeś, tylko niedokładnie
patrzyłeś – podsunęłam. Kiwnął głową przyjmując do
wiadomości moje racje, po czym złączył nasze usta w długo
wyczekiwanym pocałunku. A przed moimi oczami pojawiały się
gwiazdy.
Derby,
15.07.2019 r.
Powietrze
pachniało deszczem. Ziemia była wilgotna po ulewie, która w nocy
ukazała się w pełnej krasie. Poranek był dość mżysty, jednak
zza kłębowiska chmur nieśmiało przebijało się słońce wraz z
pierwszymi promieniami. Wiał lekki wiatr, kołysał gałęziami
drzew, a ptaki wesoło ćwierkały wzbijając się do lotu. Potarłam
zziębnięte ramiona, po czym opatulając się ciepłym swetrem
pchnęłam tarasowe drzwi. Zimna podłoga dawała dziwne ukojenie
moim bosym stopom. Z filiżanką mocnej kawy usiadłam wygodnie na
bujanym fotelu i objęłam wzrokiem otaczającą mnie malowniczą
okolicę. Mały, aczkolwiek przestronny ogród, drewniana huśtawka,
drzewa odgradzające mnie od wścibskich sąsiadów, pachnące kwiaty
pnące się po jednej ze ścian… Derby było miastem silnie
związanym z historią i kulturą rzymską, normańską oraz
saksońską, co dla mnie, początkującej malarki, było jednym z
powodów, które przygnały mnie tutaj nieco ponad pół roku temu.
Miałam dwadzieścia lat, bujałam w obłokach, moja dusza była
przesiąknięta barwami. Stawiałam na ziemi pewne, lecz ciche kroki.
Byłam romantyczką, wariatką z własną definicją szczęścia,
której policzki zawsze były pochlapane farbą. Byłam ambitna, ale
wiedziałam, kiedy powiedzieć dość. Byłam głośna, lecz
potrafiłam docenić smutek oraz zadumę. Pędziłam przez życie,
ale w odpowiednim momencie potrafiłam się zatrzymać i
pokontemplować nad sensem dalszego istnienia. Byłam szalona, co nie
raz wpędziło mnie w tarapaty, jednak udawało mi się też trzeźwo
spojrzeć na daną sytuację. Kochałam zapach farb, nigdy nie
rozstawałam się z kolorową paletą oraz białym płótnem. Zawsze
miałam pod ręką przeróżne pędzle, którymi kreśliłam różne
znaki, wzory układające się w spójną całość. Uwielbiałam
podróżować, zwiedzać nowe miejsca, poznawać kulturę i obyczaje
danego skrawka na ziemi. Byłam kinomaniaczką, potrafiłam przeleżeć
cały dzień w łóżku oglądając seriale, zwłaszcza jeden
zajmujący szczególne miejsce w moim sercu. Byłam dziewczyną, a
może już kobietą u progu dorosłości, która czerpała z życia
garściami, nigdy nie skarżyła się na swój los, dziękowała za
każdy nowy dzień, za każdą nową szansę. Byłam
kobietą po uszy zakochaną w piłce nożnej, w reprezentacji mojego
kraju, w londyńskiej Chelsea, w… Rozbawiona pokręciłam
głową obejmując dłońmi zimną już filiżankę. Wróciłam do
środka, odstawiłam naczynie do zlewu i nastawiłam ekspres, by koić
moje zmysły pienistym Cappuccino. Codzienna rutyna. Wzięłam do
ręki kubek i dziarskim krokiem ruszyłam do pracowni, by skryć się
tam na resztę dnia. Byłam tylko ja, czyste płótno, iskrzące się
barwy. Przymknęłam na chwilę oczy, by przywołać w pamięci
ostatni obraz i wzięłam się do roboty. Muzyka płynąca z
odtwarzacza była zbawieniem. Zatraciłam się w swoich działaniach
bez reszty. Po upływie kilku godzin rozprostowałam sztywny kark i
spojrzałam na zegarek. Krzyknęłam cicho. Ostatni raz przejechałam
pędzlem po płótnie i wstałam z niewygodnego stołka.
Żołądek domagał się jedzenia, ale zbagatelizowałam go udając
się do sypialni. Z podekscytowaniem otworzyłam swojego srebrnego
MacBooka. Czekałam. Z ekscytacją, z rosnącym napięciem.
–
To dla mnie wielki moment. Gram w tym
klubie od szóstego roku życia i zawsze pragnąłem występować w
pierwszej drużynie. Nie mogę się doczekać nowego sezonu i
pracuję ciężko, aby pomóc zespołowi. Mam nadzieję, że zostanę
tu na wiele lat – jego głos poniósł się echem po sypialni, a ja
w geście radości wyrzuciłam nogi do góry. – To dla mnie, jak i
dla mojej rodziny ogromnie ważny moment. Jak już wspomniałem,
wychowywałem się w Chelsea od szóstego roku życia, sporo czasu
już upłynęło. Przez te lata przeżyłem niesamowitą przygodę i
pragnę podziękować mamie i tacie za okazywane każdego dnia
wsparcie, dowożenie mnie na treningi z Portsmouth. Łączą mnie z
nimi silne więzi. Rodzice odegrali znaczącą rolę w mojej
karierze. Od małego kopałem piłkę w ścianę lub drzwi od garażu,
później dali mi szansę i w efekcie znalazłem się w miejscu, w
którym jestem teraz… – Zakończył swój pierwszy wywiad z
szerokim uśmiechem na ustach.
–
AAAAAAAAAAA! – krzyknęłam i
zaśmiałam się jak wariatka skacząc po łóżku. Niewiele myśląc
sięgnęłam po leżący obok telefon i wykręciłam numer do taty.
–
Haley? – głos taty przebił się do
mnie znad szelestu kartek. – Stało się coś poważnego, że
dzwonisz o tej porze? – Zapytał, zapewne marszcząc w tej chwili
czoło.
–
Wracam do Londynu! – odparowałam w
pośpiechu wyciągając z szafy ogromne walizki.
–
Jak to? Tak nagle? Córeczko, o co
chodzi? – wyczułam przemawiające przez niego napięcie.
–
Zupełnie nic, tato! – zapewniłam go.
– Po prostu… Spędziłam w Derby pół roku, wyczerpałam już
swój limit na to miejsce! Stęskniłam się za wami, za Maxem, za
moim rodzinnym miastem!
–
Och, no dobrze… – wymruczał po
chwili milczenia. – Kiedy będziesz?
–
Jutro! – odparłam. – Dam wam znać,
a na razie kończę, bo muszę się spakować. Buźka! –
Rozłączyłam się. Po co miałam zostawać w Derby, skoro moja
największa inspiracja, która grała tutaj przez ostatni rok,
wracała do Londynu? No właśnie!
Londyn,
16.07.2019 r.
Mój
kochany Londyn przywitał mnie znajomym zgiełkiem, przepychem,
spieszącymi się ludźmi, widokiem czerwonych autobusów,
zabytkowych uliczek oraz pomników. Tęskniłam za jego strukturą,
za zapachem, niespodziankami, które kryły się w każdym rogu.
Niespodzianki… Po powrocie do rodzinnego domu, gdy obolała
wtaszczyłam walizki na okazały korytarz, największą obdarzył
mnie mój ośmioletni brat, który z dumą oznajmił mi, że zamierza
kontynuować naukę oraz treningi w akademii Chelsea.
–
Max, to cudowna nowina! – oznajmiłam z
przekonaniem przytulając go mocno. Soczyście ucałowałam jego
policzki, a on skrzywił się z niesmakiem. – Będę cię
odprowadzać! I przychodzić po ciebie! – Zadeklarowałam.
–
Haley, dobrze się czujesz? – tata
przyłożył mi dłoń do czoła. Krzątająca się w pobliżu mama
parsknęła śmiechem.
–
Powinieneś się cieszyć, że chce nas
odciążyć – powiedziała przypatrując mi się z uwagą. – Ale
tata ma rację. Na pewno wszystko z tobą w porządku? Twoje policzki
są niezdrowo czerwone!
–
Och, to nic takiego! – zapewniłam, po
czym udałam się na górę do swojego królestwa. Stłumiłam pisk i
otworzyłam okno, by ostudzić szalejące we mnie emocje. Poznam go!
Nareszcie poznam go tak prawdziwie! Dzięki Maxowi będę mogła bez
przeszkód przebywać w jego obecności, napawać się widokiem jego
piwnych, radosnych oczu, podziwiać ten rozkoszny uśmiech… Byłam
beznadziejnie głupio zakochana w Masonie Mouncie. Ale przecież
serce kobiety to ocean pełen niespodzianek…
***
Witam!
Startujemy z nowym Masonem i roztrzepaną Haley ;)
Pozdrawiam ;*