poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Pierwszy

 – Widziałeś mnie już wcześniej – szepnęłam wspinając się na palce, by sięgnąć jego malinowych ust.
To niemożliwe – odparł schylając się, by ułatwić mi zadanie. – Chcesz mi powiedzieć, że wtedy to nie był pierwszy raz? – Upewnił się.
Dokładnie to chcę ci przekazać – odpowiedziałam szukając kontaktu wzrokowego.
Nie mogę w to uwierzyć… Zapamiętałbym cię! – uparcie bronił swojego zdania. Drażnił mój policzek swoim oddechem, a ja topniałam jak wosk.
Może widziałeś, tylko niedokładnie patrzyłeś – podsunęłam. Kiwnął głową przyjmując do wiadomości moje racje, po czym złączył nasze usta w długo wyczekiwanym pocałunku. A przed moimi oczami pojawiały się gwiazdy.

Derby, 15.07.2019 r.

 Powietrze pachniało deszczem. Ziemia była wilgotna po ulewie, która w nocy ukazała się w pełnej krasie. Poranek był dość mżysty, jednak zza kłębowiska chmur nieśmiało przebijało się słońce wraz z pierwszymi promieniami. Wiał lekki wiatr, kołysał gałęziami drzew, a ptaki wesoło ćwierkały wzbijając się do lotu. Potarłam zziębnięte ramiona, po czym opatulając się ciepłym swetrem pchnęłam tarasowe drzwi. Zimna podłoga dawała dziwne ukojenie moim bosym stopom. Z filiżanką mocnej kawy usiadłam wygodnie na bujanym fotelu i objęłam wzrokiem otaczającą mnie malowniczą okolicę. Mały, aczkolwiek przestronny ogród, drewniana huśtawka, drzewa odgradzające mnie od wścibskich sąsiadów, pachnące kwiaty pnące się po jednej ze ścian… Derby było miastem silnie związanym z historią i kulturą rzymską, normańską oraz saksońską, co dla mnie, początkującej malarki, było jednym z powodów, które przygnały mnie tutaj nieco ponad pół roku temu. Miałam dwadzieścia lat, bujałam w obłokach, moja dusza była przesiąknięta barwami. Stawiałam na ziemi pewne, lecz ciche kroki. Byłam romantyczką, wariatką z własną definicją szczęścia, której policzki zawsze były pochlapane farbą. Byłam ambitna, ale wiedziałam, kiedy powiedzieć dość. Byłam głośna, lecz potrafiłam docenić smutek oraz zadumę. Pędziłam przez życie, ale w odpowiednim momencie potrafiłam się zatrzymać i pokontemplować nad sensem dalszego istnienia. Byłam szalona, co nie raz wpędziło mnie w tarapaty, jednak udawało mi się też trzeźwo spojrzeć na daną sytuację. Kochałam zapach farb, nigdy nie rozstawałam się z kolorową paletą oraz białym płótnem. Zawsze miałam pod ręką przeróżne pędzle, którymi kreśliłam różne znaki, wzory układające się w spójną całość. Uwielbiałam podróżować, zwiedzać nowe miejsca, poznawać kulturę i obyczaje danego skrawka na ziemi. Byłam kinomaniaczką, potrafiłam przeleżeć cały dzień w łóżku oglądając seriale, zwłaszcza jeden zajmujący szczególne miejsce w moim sercu. Byłam dziewczyną, a może już kobietą u progu dorosłości, która czerpała z życia garściami, nigdy nie skarżyła się na swój los, dziękowała za każdy nowy dzień, za każdą nową szansę. Byłam kobietą po uszy zakochaną w piłce nożnej, w reprezentacji mojego kraju, w londyńskiej Chelsea, w… Rozbawiona pokręciłam głową obejmując dłońmi zimną już filiżankę. Wróciłam do środka, odstawiłam naczynie do zlewu i nastawiłam ekspres, by koić moje zmysły pienistym Cappuccino. Codzienna rutyna. Wzięłam do ręki kubek i dziarskim krokiem ruszyłam do pracowni, by skryć się tam na resztę dnia. Byłam tylko ja, czyste płótno, iskrzące się barwy. Przymknęłam na chwilę oczy, by przywołać w pamięci ostatni obraz i wzięłam się do roboty. Muzyka płynąca z odtwarzacza była zbawieniem. Zatraciłam się w swoich działaniach bez reszty. Po upływie kilku godzin rozprostowałam sztywny kark i spojrzałam na zegarek. Krzyknęłam cicho. Ostatni raz przejechałam pędzlem po płótnie i wstałam z niewygodnego stołka. Żołądek domagał się jedzenia, ale zbagatelizowałam go udając się do sypialni. Z podekscytowaniem otworzyłam swojego srebrnego MacBooka. Czekałam. Z ekscytacją, z rosnącym napięciem.
To dla mnie wielki moment. Gram w tym klubie od szóstego roku życia i zawsze pragnąłem występować w pierwszej drużynie. Nie mogę się doczekać nowego sezonu i pracuję ciężko, aby pomóc zespołowi. Mam nadzieję, że zostanę tu na wiele lat – jego głos poniósł się echem po sypialni, a ja w geście radości wyrzuciłam nogi do góry. – To dla mnie, jak i dla mojej rodziny ogromnie ważny moment. Jak już wspomniałem, wychowywałem się w Chelsea od szóstego roku życia, sporo czasu już upłynęło. Przez te lata przeżyłem niesamowitą przygodę i pragnę podziękować mamie i tacie za okazywane każdego dnia wsparcie, dowożenie mnie na treningi z Portsmouth. Łączą mnie z nimi silne więzi. Rodzice odegrali znaczącą rolę w mojej karierze. Od małego kopałem piłkę w ścianę lub drzwi od garażu, później dali mi szansę i w efekcie znalazłem się w miejscu, w którym jestem teraz… – Zakończył swój pierwszy wywiad z szerokim uśmiechem na ustach.
AAAAAAAAAAA! – krzyknęłam i zaśmiałam się jak wariatka skacząc po łóżku. Niewiele myśląc sięgnęłam po leżący obok telefon i wykręciłam numer do taty.
Haley? – głos taty przebił się do mnie znad szelestu kartek. – Stało się coś poważnego, że dzwonisz o tej porze? – Zapytał, zapewne marszcząc w tej chwili czoło.
Wracam do Londynu! – odparowałam w pośpiechu wyciągając z szafy ogromne walizki.
Jak to? Tak nagle? Córeczko, o co chodzi? – wyczułam przemawiające przez niego napięcie.
Zupełnie nic, tato! – zapewniłam go. – Po prostu… Spędziłam w Derby pół roku, wyczerpałam już swój limit na to miejsce! Stęskniłam się za wami, za Maxem, za moim rodzinnym miastem!
Och, no dobrze… – wymruczał po chwili milczenia. – Kiedy będziesz?
Jutro! – odparłam. – Dam wam znać, a na razie kończę, bo muszę się spakować. Buźka! – Rozłączyłam się. Po co miałam zostawać w Derby, skoro moja największa inspiracja, która grała tutaj przez ostatni rok, wracała do Londynu? No właśnie!

Londyn, 16.07.2019 r.

 Mój kochany Londyn przywitał mnie znajomym zgiełkiem, przepychem, spieszącymi się ludźmi, widokiem czerwonych autobusów, zabytkowych uliczek oraz pomników. Tęskniłam za jego strukturą, za zapachem, niespodziankami, które kryły się w każdym rogu. Niespodzianki… Po powrocie do rodzinnego domu, gdy obolała wtaszczyłam walizki na okazały korytarz, największą obdarzył mnie mój ośmioletni brat, który z dumą oznajmił mi, że zamierza kontynuować naukę oraz treningi w akademii Chelsea.
Max, to cudowna nowina! – oznajmiłam z przekonaniem przytulając go mocno. Soczyście ucałowałam jego policzki, a on skrzywił się z niesmakiem. – Będę cię odprowadzać! I przychodzić po ciebie! – Zadeklarowałam.
Haley, dobrze się czujesz? – tata przyłożył mi dłoń do czoła. Krzątająca się w pobliżu mama parsknęła śmiechem.
Powinieneś się cieszyć, że chce nas odciążyć – powiedziała przypatrując mi się z uwagą. – Ale tata ma rację. Na pewno wszystko z tobą w porządku? Twoje policzki są niezdrowo czerwone!
Och, to nic takiego! – zapewniłam, po czym udałam się na górę do swojego królestwa. Stłumiłam pisk i otworzyłam okno, by ostudzić szalejące we mnie emocje. Poznam go! Nareszcie poznam go tak prawdziwie! Dzięki Maxowi będę mogła bez przeszkód przebywać w jego obecności, napawać się widokiem jego piwnych, radosnych oczu, podziwiać ten rozkoszny uśmiech… Byłam beznadziejnie głupio zakochana w Masonie Mouncie. Ale przecież serce kobiety to ocean pełen niespodzianek…


***

Witam!

Startujemy z nowym Masonem i roztrzepaną Haley ;) 


Pozdrawiam ;*