sobota, 22 sierpnia 2020

Siódmy

Londyn, 01.12.2019 r.

 Moje życie przypominało jeden, wielki, całkowicie nie śmieszny żart. Byłam wyjątkowo głupia, nieszczęśliwie zakochana i pozbawiona resztek zdrowego rozsądku. Powinnam sobie odpuścić, wiedziałam to. Powinnam była dać sobie spokój, bo zdawałam sobie sprawę, że Mason i ja razem, to kompletnie abstrakcyjna rzecz. On miał swoje poukładane życie, karierę stojącą przed nim otworem, dziewczynę u swego boku, a ja byłam jedynie nic nie znaczącym epizodem w jego jestestwie. Gdybym teraz się zwolniła, gdybym już nigdy więcej nie przekroczyła progu Cobham, zapewne nic by go to nie obeszło. Przycisnęłam poduszkę do twarzy chcąc wyrzucić go z pamięci. Nic z tego. Ciągle wkradał się nieproszony do moich myśli i snów. Ciągle prześladowały mnie jego roześmiane, piwne oczy i uroczy uśmiech. Byłam skończona i to po całości. Rozmawialiśmy przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Wymienialiśmy się wiadomościami oraz uwagami o meczach. Wydawało mi się, że każdym kolejnym dniem nieświadomie zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, co było złe. Mason był w związku, a ja nie miałam prawa w niego ingerować. Nie miałam prawa do niego. Wściekła zgrzytnęłam zębami i wsunęłam bose stopy w ciepłe kapcie. Zbiegłam na dół, do kuchni, aby rozbudzić się mocną, gorącą kawą. Tata już upijał łyk z wyszczerbionej filiżanki, mama delektowała się herbatą z mlekiem, a Max pochłaniał jajecznicę z bekonem. Pokręciłam głową i nastawiłam ekspres.
Jak zwykle spóźniona – rzucił mój młodszy brat wycierając twarz ręką.
A ty jak zwykle ubrudzony – wytknęłam mu język. – Masz osiem lat!
No i co z tego? – wzruszył ramionami kończąc śniadanie. – Ty dwadzieścia, a wcale nie zachowujesz się lepiej ode mnie – Podsumował siorbiąc herbatę.
Max! – warknęłam i rzuciłam w niego świąteczną serwetką. Pech chciał, że wylądowała w talerzu taty.
Chyba tym razem młody miał rację – przyznał tata gromiąc mnie wzrokiem. Przeprosiłam go i usiadłam na krześle. Sięgnęłam po pomarańczę.
To twoje śniadanie? – spytała zatroskana mama. – Powinnaś jeść więcej, wydaje mi się, że chudniesz w oczach!
Nie przesadzaj Kelly – tata puścił mi oczko. – Max za nią nadrabia.
Jack… – mama załamała ręce. – Czasami nie mam do was siły – Mimo wszystko uśmiechnęła się wypowiadając te słowa. – Ale i tak was kocham – Dodała zbierając się do pracy. – Kiedy wrócę, udekorujemy dom! – Klasnęła głośno, aby podkreślić swój entuzjazm. Poszłam za jej śladem, co spowodowało markotne miny u taty i Maxa. Oboje nienawidzili świątecznego okresu, który w Anglii zaczynał się właśnie dziś. Ja i mama uwielbiałyśmy go. Kochałyśmy znosić przeróżne ozdoby i dekoracje, stroić wysoką, żywą choinkę oraz otwierać kalendarze adwentowe. Dom wyglądał wtedy magicznie, różnorakie światełka migotały kolorowym blaskiem, a ogień trzaskający w kominku dawał przyjemne ciepło i ukojenie. To zdecydowanie był najlepszy czas każdego roku. Ulice również wyglądały zupełnie inaczej. Były ubarwione i żywe.
Nie mogę się doczekać! – przyznałam opróżniając filiżankę. – I też będę się zbierać – Zakomunikowałam.
Do której pracy? – tata mrugnął do mnie znad czytanej gazety.
Najpierw jadę do Cobham, a później do pracowni. Muszę pozałatwiać ostatnie sprawy przed zbliżającą się wystawą!
Trzymamy kciuki!
Ja nie trzymam. A teraz się pospiesz, bo nie chcę spóźnić się przez ciebie na trening!
Max!!!

Londyn, Stamford Bridge, 04.12.2019 r.

 Mecz pomiędzy Chelsea a Aston Villą rozpoczął się punktualnie. Pierwszy gwizdek sędziego został poprzedzony gromkim przywitaniem legendy The Blues, Johna Terry’ego, który powrócił na stadion w roli asystenta trenera przeciwnej drużyny. Tata poklepał mnie pieszczotliwie po głowie, kiedy ukradkiem otarłam łzę. Nic nie mogłam na to poradzić! Emocje rozsadzały mnie od środka. Max oglądał mecz w domu; rano musiał wstawać do szkoły, co nie napawało go optymizmem. Współczułam mamie, że musiała znosić jego fochy. Czasami, a nawet częściej bywał nie do zniesienia. Gra toczyła się pod dyktando Chelsea, co przyniosło skutek już w dwudziestej czwartej minucie. Piłkę do siatki wpakował Tammy Abraham, jednak nie celebrował bramki ze względu na szacunek do poprzedniego klubu. Pod koniec pierwszej połowy Aston Villa strzeliła wyrównującego gola, a Mason obejrzał żółtą kartkę. Zmrużyłam wściekle oczy, bo wcale na nią nie zasłużył! Według mnie, tata miał odmienne zdanie w tej kwestii. Puściłam tę uwagę mimo uszu, bo nie chciałam wdawać się w niepotrzebne dyskusje.
Lubisz go, prawda? – szturchnął mnie, gdy zawodnicy schodzili z boiska. Ze zdziwienia szeroko otworzyłam usta.
Lubię każdego zawodnika – odparłam siląc się na spokój. Prawda była taka, że w środku cała się trzęsłam. Czułam gorąc w każdym punkcie na ciele.
Ale jego chyba troszkę bardziej – drążył.
Nie mam pojęcia, o czym mówisz – wyrzuciłam z siebie na wydechu. Ta rozmowa była krępująca i niezręczna. Wolałabym, aby nie miała miejsca. Nigdy. Ani w tym, ani w innym życiu.
Dzieci myślą, że rodzice są ślepi i głusi na pewne rzeczy i sprawy, ale prawda jest inna. Kiedyś się o tym przekonasz – zapewnił mnie.
Nie wiem, o co ci chodzi! – spojrzałam na niego z wyrzutem. – Kilka razy rozmawialiśmy ze sobą i to wszystko – Ucięłam.
I dlatego codziennie rano wychodzisz do pracy cała w skowronkach?
Lubię to, co robię. To wszystko. Tato, odpuść, proszę! – zajęczałam. Kiwnął głową obserwując mnie uważnie. Przewróciłam oczami zirytowana jego zachowaniem. Z przyjemnością powróciłam do oglądania meczu. Niebiescy za wszelką cenę starali się strzelić kolejnego gola, aby objąć prowadzenie i utrzymać je do ostatniego gwizdka. Trzy minuty po rozpoczęciu drugiej połowy, Tammy sprytnie posłał piłkę pod nogi Masona, który się nie zawahał, tylko pewnie umieścił piłkę w siatce. Wrzasnęłam z uciechy podskakując jak szalona. Zupełnie zapomniałam o tacie i jego insynuacjach. Cieszyłam się tym golem, czułam radość Masona, euforię przepływającą przez jego ciało. Powachlowałam się dłonią, co wyraźnie rozbawiło człowieka zwanego moim ojcem. Posłałam mu ostrzegawcze i ostre spojrzenie.
Przecież ja nic nie mówię! – zaczął się bronić, jednak kpiący uśmiech nie zniknął z jego twarzy. Tupnęłam nogą jak mała dziewczynka. Frank dokonał kilku zmian, a wynik nie uległ zmianie. Chelsea wygrała zapisując trzy, cenne punkty na swoim koncie. Nagrodziliśmy piłkarzy brawami, a później zaczęliśmy się kierować do wyjścia. Sylwetka Chloe mignęła mi przed oczami. Zbiegła do Masona, dorwała go przed wejściem do tunelu i obdarzyła czułym, gorącym pocałunkiem. W jednej chwili wszystko się zatrzymało. Krzyki, stadion pełen ludzi. To zniknęło, zostałam tylko ja. Nie mogłam oddychać, coś boleśnie szarpało moimi wnętrznościami. To była tylko chwila. Znaczące chrząknięcie taty spowodowało powrót do rzeczywistości.
Nie komentuj tego – rzuciłam i szybkim krokiem się oddaliłam. W drodze do domu nie odezwałam się ani słowem. Tata zaparkował samochód.
Pierwsza nieszczęśliwa miłość rządzi się swoimi prawami – mruknął.
Nie jestem w nim zakochana – odparowałam i wyszłam na zimne powietrze.
A ja wyglądam jak Johnny Depp – sarknął.
To kłamstwo.
Tak jak to, że nie jesteś zakochana w Masonie. Nie pakuj się w to, córeczko – ostrzegł mnie wchodząc do domu. Nie powiedział mi nic nowego. Moje serce jednak miało to gdzieś.

*

Londyn, 05.12.2019 r.

 – Mason! Mason, zaczekaj! – dobiegł mnie głos Tammy’ego. Zniecierpliwiony ścisnąłem w dłoni kluczyki od samochodu. – Co się z tobą dzieje? – Zapytał.
Nic, naprawdę nic – odparłem. – Tammy, przepraszam, ale naprawdę mi się spieszy…
Gdzie? Przecież Chloe wyjechała dziś rano nagrywać jakiś nowy kawałek… – zaczął.
Nie spieszy mi się do Chloe – powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć. – Niech to szlag! – Rzuciłem napotykając wzrok przyjaciela.
Jedziesz do tej dziewczyny, która pracuje w Cobham? Mason, w co ty się wpakowałeś?
W nic! Możesz być pewien, że panuję nad sytuacją! Tammy, obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz!
Spotykasz się z nią? Zwariowałeś?
Nie teraz, Tammy. Zadzwonię do ciebie później – obiecałem i wsiadłem do samochodu. Odpaliłem go i z piskiem opon ruszyłem z parkingu. Martwiłem się o Haley. Nie pojawiła się dziś w pracy. Pytałem o nią Marie, ale kobieta nie powiedziała mi nic konkretnego. Musiałem sprawdzić na własnej skórze, czy wszystko z nią w porządku. Nie zastanawiałem się nad swoim zachowaniem, wiedziałem, że dla kogoś z boku może wydać się ono nielogiczne, ale nie obchodziło mnie to. Haley z każdym dniem stawała mi się coraz bliższa i byłbym cholernym głupcem, gdybym tego nie zauważył. Zajmowała moje myśli, gdy rozmawialiśmy łapałem się na tym, że chciałbym ciągnąć tę wymianę zdań w nieskończoność. Jej sposób bycia, jej zachowanie, roztrzepanie… Te mankamenty sprawiły, że chciałem poznać ją jeszcze bardziej, chciałem odkryć to, co zostało do odkrycia. W ekspresowym tempie pokonałem trasę z ośrodka treningowego do stadionu. Zaparkowałem samochód i przebiegłem na drugą stronę ulicy. Haley chodziła po pracowni, trzymała telefon przy uchu, żywo gestykulowała wolną ręką. Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Nie od razu mnie zauważyła. Była pochłonięta rozmową, mówiła głośno, jej głos momentami się łamał. Skończywszy, jak zdążyłem się zorientować, niezbyt przyjemną wymianę zdań, rzuciła telefon na stolik.
Mason? – wychrypiała, kiedy się odwróciła. – Co ty tutaj robisz?
Martwiłem się o ciebie – przyznałem i podszedłem bliżej. – Płakałaś? Dlaczego?
Nieważne – pociągnęła nosem.
Haley, nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz mi, co się dzieje – oznajmiłem twardo.
Jutro miała odbyć się moja pierwsza, profesjonalna wystawa! Organizator w ostatniej chwili się wycofał, bo stwierdził, że moje obrazy jednak się nie nadają! Powiedział, że są zbyt oczywiste i banalne. Mam się do niego zgłosić, kiedy dojrzeję artystycznie – wyjaśniła wściekła.
To bzdury! Nie przejmuj się słowami jakiegoś nadętego dupka! Twoje obrazy są świetne i wcale nie oczywiste! – próbowałem jakoś ją pocieszyć.
Jakbyś się na tym znał – prychnęła pod nosem. Uśmiechnąłem się lekko.
Chyba o to w tym chodzi – rzuciłem. – Chodź tutaj, zaraz zrobi ci się lepiej – Podszedłem do niej i bez zastanowienia zamknąłem ją w mocnym, szczelnym uścisku. Nie spodziewała się tego. Przez moment stała odrętwiała, jednak później z całej siły wtuliła się we mnie. Delikatnie głaskałem ją po włosach, czułem jak się odpręża, jak negatywne emocje opuszczają jej ciało. Była taka drobna i krucha. Zaciągnąłem się zapachem jej perfum, kobiecych, pasujących jedynie do niej. Jej serce zabiło szybciej, czułem że moje też pracuje na przyspieszonych obrotach. Pocałowałem ją w czubek głowy. – Już dobrze?
T-tak… Dziękuję – wykrztusiła unikając mojego wzroku. Nie przeszkadzało mi to.
Dasz się namówić na gorącą czekoladę?
Dam – odparła ze śmiechem. Zadowolony pokiwałem głową. Zabrała swoje rzeczy i zamknęła pracownię. Obserwując jej ruchy, jej twarz, zapragnąłem ją pocałować. Przeraziło mnie to. Bardziej niż cokolwiek innego.


***

Witam! 

Pilnie potrzebuję nowego sezonu i jednego transferu... 😈


Pozdrawiam ;*