Pierwsze
promienie październikowego słońca wdarły się nieproszone do
mojego azylu. Niechętnie uchyliłam powieki, by sprawdzić
widniejącą na zegarku godzinę. Przeciągnęłam się leniwie i z
trudem wstałam z wygodnego, ciepłego łóżka. Postawiłam bose
stopy na podłodze czując niechciane dreszcze. Szybko założyłam
na nogi puchate kapcie i związałam włosy w wysokiego koka. Miałam
dziś wolne w pracy, dzięki czemu w spokoju mogłam udać się
do pracowni, nie ryzykując kolejnego spóźnienia. W ostatnim czasie
znacznie nadużyłam zaufanie Marie. Nie byłam z tego dumna, ale
zdawałam sobie sprawę, że to z malowaniem, a nie parzeniem kawy
wiążę swoją przyszłość. Było mi jednak wstyd i obiecałam
kobiecie poprawę. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę tej posady…
Przyzwyczaiłam się już do panującego tam zgiełku, do ciągłego
ruchu, do krzyków, wrzasków i głośnych śmiechów. Przede
wszystkim przyzwyczaiłam się do stałej obecności Masona w moim
życiu i z tego nie chciałam tak łatwo rezygnować. Chłopak w
dalszym ciągu mnie peszył, sprawiał, że trzęsły mi się dłonie
i kolana. Byłam w nim beznadziejnie zakochana, co znacznie
utrudniało mi skupienie się na wykonywanej czynności. Mason
pojawiał się znikąd; rzucał żartami na prawo i lewo, wprowadzał
mnie w zakłopotanie, zaczynał rozmowę, zachwycał się moją kawą
i uśmiechał się tak, że moje słabe serce topniało jeszcze
bardziej. Zawsze był wesoły, w jego oczach tańczyły zaraźliwe
iskierki, które rozświetlały każdy dzień. Wiedziałam, doskonale
wiedziałam, że od kilku lat jest związany z inną kobietą, jednak
nie przeszkadzało mi to w snuciu wizji o wspólnej przyszłości. To
było głupie oraz dziecinne, ale… Silniejsze ode mnie.
Zazdrościłam jej tego, że go ma. Tak po prostu. Że zna jego
poranne zwyczaje, rozkład dnia. Że może wtulić się w jego
ramiona, poczuć jego usta na swoich. Że może bezkarnie cieszyć
się dotykiem jego dłoni, podczas gdy ja łapałam jedynie ulotne
chwile. Westchnęłam ciężko schodząc do kuchni. Zmarszczyłam w
zdziwieniu brwi, kiedy dostrzegłam pracującą przy stole mamę.
–
Cześć – przywitałam się podchodząc
do ekspresu. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej
kawy. – Tata jest w domu?
–
Cześć, Haley… Nie, wyszedł jakiś
czas temu, odwozi Maxa na trening – wyjaśniła pospiesznie,
nerwowo poprawiając zsuwające się z nosa okulary. W końcu
sfrustrowana ściągnęła je i położyła obok sterty papierów. –
To moja kawa – Dodała wskazując na pustą filiżankę.
–
Przecież ty nie pijasz kawy –
mruknęłam siadając na wolnym krześle. – Mamo, czy wszystko u
ciebie w porządku? Ostatnio w ogóle nie rozmawiałyśmy… Jesteś
na mnie o coś zła? – Spytałam skubiąc nitkę wyciągniętego
swetra.
–
Nie, kochanie – zaprzeczyła. – Mamy
nie najlepszy okres w pracy, stąd moje nastawienie – Powiedziała
odgarniając grzywkę.
–
Nie przemęczasz się? Bez urazy, ale
widywałam cię w lepszej formie – wyznałam.
–
Dziękuję za szczerość, skarbie –
zaśmiała się. – Ale masz rację, chyba za dużo na siebie
wzięłam – Oznajmiła. – Wiesz… Na początku zamartwiałam się
o ciebie. Myślałam, że lokalizacja twojej pracowni źle wpłynie
na twoją wenę. Bałam się, że staniesz się rozkojarzona i
zaniedbasz malowanie, ale na szczęście się pomyliłam. Dopiero
teraz widzę to, jak odżyłaś, z jaką chęcią wstajesz rano z
łóżka. Oby tak dalej! – Pogłaskała mnie po dłoni.
Uśmiechnęłam się do niej lekko, jednocześnie czując wyrzuty
sumienia. Mason był moją słodką tajemnicą, jednak mama była
mamą… Może powinnam wyznać jej ten sekret? Wzięłam głęboki
oddech, ale kiedy spojrzałam w jej zmęczone i przepracowane oczy,
odpuściłam. Dopiłam kawę i poszłam na górę doprowadzić się
do porządku. Malując się zadałam sobie zasadnicze pytanie. Jak
czułaby się mama, gdyby dowiedziała się, że zakochałam się w
zajętym chłopaku? Piłkarzu? Zrezygnowana pokręciłam głową i
odgoniłam niechciane łzy. To nie miało prawa zaistnieć.
*
Gwiżdżąc
wesoło pod nosem dotarłem pod siedzibę Stamford Bridge. Rażące
słońce odbijało się od szyb mojego samochodu. Zakląłem, gdy
zorientowałem się, że zaparkowałem go w tak niefortunnym miejscu.
Od samego rana nic nie szło po mojej myśli. Na treningu zbyt mocno
kopałem piłkę, w mieszkaniu za ostro pokłóciłem się z Chloe.
Byłem sfrustrowany i zły. Wyciągnąłem kluczyki z kieszeni,
jednak coś skutecznie odwróciło moją uwagę. A raczej ktoś.
Zdezorientowany przeszedłem na drugą stronę ulicy. Uśmiechnąłem
się jak ostatni idiota na widok znajomej sylwetki widocznej zza
okna. Chwilę ze sobą walczyłem, ale ostatecznie zwyciężyła moja
niezdrowa ciekawość. Lekko zapukałem w drzwi.
–
Cześć, Haley – przywitałem się.
Zdziwiona dziewczyna na mój widok zrobiła śmieszną minę.
–
Cześć… Mason – odparła jąkając
się. – Co ty tu robisz? – Wydukała nerwowo poprawiając włosy.
–
Zobaczyłem cię przez okno i
postanowiłem sprawdzić, co robisz ty – odpowiedziałem zaglądając
do środka. – Mogę wejść? – Spytałem.
–
Tak, tak! Oczywiście – odparła
pospiesznie. Wszedłem do przestronnego pomieszczenia, które od razu
skradło moje serce. Miałem zerowe pojęcie o malowaniu, sztuce i
estetyce piękna, ale potrafiłem wyczuć unoszącego się w tym
miejscu ducha. – To moja pracowania – Wyjaśniła Haley bawiąc
się dłońmi.
–
Tu jest naprawdę… Wow! –
powiedziałem szczerze. – To dlatego nie było cię dziś w
pracy?
–
Przejrzałeś mnie – uśmiechnęła się
delikatnie. – Czasami nie nadążam, ale na ten moment nie
wyobrażam sobie innego życia. Chcesz kawy? – Zaproponowała.
–
Nigdy nie odmówiłbym sobie takiej
przyjemności – mrugnąłem do niej. Odchrząknęła speszona
udając się na zaplecze. Sam zacząłem przechadzać się wokół
rozstawionych na sztalugach obrazów. Niektóre były skończone,
inne czekały na swoją kolej. Nie potrafiłem dojrzeć tego, co
przedstawiają, ale potrafiłem docenić talent Haley. Dziewczyna
sprawnie posługiwała się pędzlem, z zamysłem łączyła ze sobą
barwy. Mieszała kolory tworząc własną opowieść. – Jestem pod
wrażeniem – Przyznałem szczerze biorąc od niej parującą
filiżankę.
–
Dziękuję – odpowiedziała siadając
na podłodze. Usadowiłem się obok niej delektując się aromatem
kawy. – Mieliście dziś trening na stadionie? – Zagadnęła.
–
Nie – oznajmiłem. – Wczoraj
zostawiłem tutaj samochód, a dziś rano zabrałem się do ośrodka
z Tammy’m. Ten kretyn zapomniał mnie jednak poinformować, że
później wybiera się gdzieś z dziewczyną, więc musiałem
urządzić sobie małą przechadzkę – Wyjaśniłem. – Brakowało
mi dziś ciebie – Rzuciłem, zanim zdążyłem pomyśleć. Haley
zakrztusiła się kawą.
–
C-co? – wyjąkała przez łzy.
–
Brakowało mi twojej kawy! To chciałem
powiedzieć! – sprostowałem natychmiast chcąc uniknąć
zakłopotania. Prawda była taka, że przyzwyczaiłem się do
obecności Haley w Cobham. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta.
Opowiadała nieśmieszne żarty, uroczo trzęsły się jej dłonie,
gdy podawała mi zamówienie, jej oczy zawsze patrzyły na mnie z
blaskiem, którego nie widziałem u nikogo innego. Czasami
rozmawialiśmy, czasami wymienialiśmy się uwagami o meczu. Haley
była wyjątkową dziewczyną i momentami łapałem się na tym, że
myślę o niej stanowczo za dużo. Byłem w związku i to skutecznie
powinno mnie powstrzymać przed snuciem nierealnych wizji.
–
Cieszę się – mruknęła obejmując
kolana dłońmi.
–
Skąd masz tę bliznę na palcu? –
zainteresowałem się.
–
Zauważyłeś ją? – uniosła brwi. –
Dwa lata temu miałam mały wypadek ze słoiczkiem farby. Wściekła
rzuciłam nim o płótno, a odprysk zdążył mnie drasnąć –
Wytłumaczyła. Parsknąłem śmiechem.
–
Czasami lepiej nie wchodzić ci w drogę,
prawda?
–
Tylko wtedy, gdy wena ze mną nie
współpracuje – wzruszyła niewinnie ramionami. Kiwnąłem głową
patrząc w dal. Miałem wyłączony telefon, ale wiedziałem, że
Chloe milion razy próbowała się ze mną skontaktować.
Zbagatelizowałem ten fakt. Przebywanie z Haley było swojego rodzaju
odskocznią przed problemami. Nie oceniała mnie, nie wciskała nosa
w nie swoje sprawy, słuchała i dawała rady, kiedy ją o nie
prosiłem. Z nią czas mijał inaczej, lepiej. – Chyba się
zasiedzieliśmy! – Wskazała na wiszący na ścianie zegar. Miała
rację.
–
Pomogę ci posprzątać. Jeśli chcesz
mogę odwieźć cię do domu – zaoferowałem.
–
Nie trzeba, przyjechałam swoim
samochodem. Ale dziękuję za propozycję – posłała mi uśmiech.
Podszedłem do niej i kciukiem starłem z jej policzka pozostałości
po farbie. Zadrżała. – Mason…
–
Przepraszam, nie powinienem był –
cofnąłem rękę. – Dzięki za miło spędzony wieczór –
Powiedziałem zmierzając do wyjścia. Haley pomachała mi na
pożegnanie. Odmachałem jej wsiadając do samochodu. Oparłem głowę
o kierownicę. Co ja próbowałem zrobić? Co się ze mną działo,
do cholery?!
***
Witam!
Chyba coraz bardziej się lubią ;)
Jeśli jesteście zainteresowane to zapraszam na prolog czegoś nowego ^^ casting na miłość ;)
Pozdrawiam ;*