środa, 29 lipca 2020

Szósty

Londyn, 04.10.2019 r.

 Pierwsze promienie październikowego słońca wdarły się nieproszone do mojego azylu. Niechętnie uchyliłam powieki, by sprawdzić widniejącą na zegarku godzinę. Przeciągnęłam się leniwie i z trudem wstałam z wygodnego, ciepłego łóżka. Postawiłam bose stopy na podłodze czując niechciane dreszcze. Szybko założyłam na nogi puchate kapcie i związałam włosy w wysokiego koka. Miałam dziś wolne w pracy, dzięki czemu w spokoju mogłam udać się do pracowni, nie ryzykując kolejnego spóźnienia. W ostatnim czasie znacznie nadużyłam zaufanie Marie. Nie byłam z tego dumna, ale zdawałam sobie sprawę, że to z malowaniem, a nie parzeniem kawy wiążę swoją przyszłość. Było mi jednak wstyd i obiecałam kobiecie poprawę. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę tej posady… Przyzwyczaiłam się już do panującego tam zgiełku, do ciągłego ruchu, do krzyków, wrzasków i głośnych śmiechów. Przede wszystkim przyzwyczaiłam się do stałej obecności Masona w moim życiu i z tego nie chciałam tak łatwo rezygnować. Chłopak w dalszym ciągu mnie peszył, sprawiał, że trzęsły mi się dłonie i kolana. Byłam w nim beznadziejnie zakochana, co znacznie utrudniało mi skupienie się na wykonywanej czynności. Mason pojawiał się znikąd; rzucał żartami na prawo i lewo, wprowadzał mnie w zakłopotanie, zaczynał rozmowę, zachwycał się moją kawą i uśmiechał się tak, że moje słabe serce topniało jeszcze bardziej. Zawsze był wesoły, w jego oczach tańczyły zaraźliwe iskierki, które rozświetlały każdy dzień. Wiedziałam, doskonale wiedziałam, że od kilku lat jest związany z inną kobietą, jednak nie przeszkadzało mi to w snuciu wizji o wspólnej przyszłości. To było głupie oraz dziecinne, ale… Silniejsze ode mnie. Zazdrościłam jej tego, że go ma. Tak po prostu. Że zna jego poranne zwyczaje, rozkład dnia. Że może wtulić się w jego ramiona, poczuć jego usta na swoich. Że może bezkarnie cieszyć się dotykiem jego dłoni, podczas gdy ja łapałam jedynie ulotne chwile. Westchnęłam ciężko schodząc do kuchni. Zmarszczyłam w zdziwieniu brwi, kiedy dostrzegłam pracującą przy stole mamę.
Cześć – przywitałam się podchodząc do ekspresu. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. – Tata jest w domu?
Cześć, Haley… Nie, wyszedł jakiś czas temu, odwozi Maxa na trening – wyjaśniła pospiesznie, nerwowo poprawiając zsuwające się z nosa okulary. W końcu sfrustrowana ściągnęła je i położyła obok sterty papierów. – To moja kawa – Dodała wskazując na pustą filiżankę.
Przecież ty nie pijasz kawy – mruknęłam siadając na wolnym krześle. – Mamo, czy wszystko u ciebie w porządku? Ostatnio w ogóle nie rozmawiałyśmy… Jesteś na mnie o coś zła? – Spytałam skubiąc nitkę wyciągniętego swetra.
Nie, kochanie – zaprzeczyła. – Mamy nie najlepszy okres w pracy, stąd moje nastawienie – Powiedziała odgarniając grzywkę.
Nie przemęczasz się? Bez urazy, ale widywałam cię w lepszej formie – wyznałam.
Dziękuję za szczerość, skarbie – zaśmiała się. – Ale masz rację, chyba za dużo na siebie wzięłam – Oznajmiła. – Wiesz… Na początku zamartwiałam się o ciebie. Myślałam, że lokalizacja twojej pracowni źle wpłynie na twoją wenę. Bałam się, że staniesz się rozkojarzona i zaniedbasz malowanie, ale na szczęście się pomyliłam. Dopiero teraz widzę to, jak odżyłaś, z jaką chęcią wstajesz rano z łóżka. Oby tak dalej! – Pogłaskała mnie po dłoni. Uśmiechnęłam się do niej lekko, jednocześnie czując wyrzuty sumienia. Mason był moją słodką tajemnicą, jednak mama była mamą… Może powinnam wyznać jej ten sekret? Wzięłam głęboki oddech, ale kiedy spojrzałam w jej zmęczone i przepracowane oczy, odpuściłam. Dopiłam kawę i poszłam na górę doprowadzić się do porządku. Malując się zadałam sobie zasadnicze pytanie. Jak czułaby się mama, gdyby dowiedziała się, że zakochałam się w zajętym chłopaku? Piłkarzu? Zrezygnowana pokręciłam głową i odgoniłam niechciane łzy. To nie miało prawa zaistnieć.

*

 Gwiżdżąc wesoło pod nosem dotarłem pod siedzibę Stamford Bridge. Rażące słońce odbijało się od szyb mojego samochodu. Zakląłem, gdy zorientowałem się, że zaparkowałem go w tak niefortunnym miejscu. Od samego rana nic nie szło po mojej myśli. Na treningu zbyt mocno kopałem piłkę, w mieszkaniu za ostro pokłóciłem się z Chloe. Byłem sfrustrowany i zły. Wyciągnąłem kluczyki z kieszeni, jednak coś skutecznie odwróciło moją uwagę. A raczej ktoś. Zdezorientowany przeszedłem na drugą stronę ulicy. Uśmiechnąłem się jak ostatni idiota na widok znajomej sylwetki widocznej zza okna. Chwilę ze sobą walczyłem, ale ostatecznie zwyciężyła moja niezdrowa ciekawość. Lekko zapukałem w drzwi.
Cześć, Haley – przywitałem się. Zdziwiona dziewczyna na mój widok zrobiła śmieszną minę.
Cześć… Mason – odparła jąkając się. – Co ty tu robisz? – Wydukała nerwowo poprawiając włosy.
Zobaczyłem cię przez okno i postanowiłem sprawdzić, co robisz ty – odpowiedziałem zaglądając do środka. – Mogę wejść? – Spytałem.
Tak, tak! Oczywiście – odparła pospiesznie. Wszedłem do przestronnego pomieszczenia, które od razu skradło moje serce. Miałem zerowe pojęcie o malowaniu, sztuce i estetyce piękna, ale potrafiłem wyczuć unoszącego się w tym miejscu ducha. – To moja pracowania – Wyjaśniła Haley bawiąc się dłońmi.
Tu jest naprawdę… Wow! – powiedziałem szczerze. – To dlatego nie było cię dziś w pracy?
Przejrzałeś mnie – uśmiechnęła się delikatnie. – Czasami nie nadążam, ale na ten moment nie wyobrażam sobie innego życia. Chcesz kawy? – Zaproponowała.
Nigdy nie odmówiłbym sobie takiej przyjemności – mrugnąłem do niej. Odchrząknęła speszona udając się na zaplecze. Sam zacząłem przechadzać się wokół rozstawionych na sztalugach obrazów. Niektóre były skończone, inne czekały na swoją kolej. Nie potrafiłem dojrzeć tego, co przedstawiają, ale potrafiłem docenić talent Haley. Dziewczyna sprawnie posługiwała się pędzlem, z zamysłem łączyła ze sobą barwy. Mieszała kolory tworząc własną opowieść. – Jestem pod wrażeniem – Przyznałem szczerze biorąc od niej parującą filiżankę.
Dziękuję – odpowiedziała siadając na podłodze. Usadowiłem się obok niej delektując się aromatem kawy. – Mieliście dziś trening na stadionie? – Zagadnęła.
Nie – oznajmiłem. – Wczoraj zostawiłem tutaj samochód, a dziś rano zabrałem się do ośrodka z Tammy’m. Ten kretyn zapomniał mnie jednak poinformować, że później wybiera się gdzieś z dziewczyną, więc musiałem urządzić sobie małą przechadzkę – Wyjaśniłem. – Brakowało mi dziś ciebie – Rzuciłem, zanim zdążyłem pomyśleć. Haley zakrztusiła się kawą.
C-co? – wyjąkała przez łzy.
Brakowało mi twojej kawy! To chciałem powiedzieć! – sprostowałem natychmiast chcąc uniknąć zakłopotania. Prawda była taka, że przyzwyczaiłem się do obecności Haley w Cobham. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta. Opowiadała nieśmieszne żarty, uroczo trzęsły się jej dłonie, gdy podawała mi zamówienie, jej oczy zawsze patrzyły na mnie z blaskiem, którego nie widziałem u nikogo innego. Czasami rozmawialiśmy, czasami wymienialiśmy się uwagami o meczu. Haley była wyjątkową dziewczyną i momentami łapałem się na tym, że myślę o niej stanowczo za dużo. Byłem w związku i to skutecznie powinno mnie powstrzymać przed snuciem nierealnych wizji.
Cieszę się – mruknęła obejmując kolana dłońmi.
Skąd masz tę bliznę na palcu? – zainteresowałem się.
Zauważyłeś ją? – uniosła brwi. – Dwa lata temu miałam mały wypadek ze słoiczkiem farby. Wściekła rzuciłam nim o płótno, a odprysk zdążył mnie drasnąć – Wytłumaczyła. Parsknąłem śmiechem.
Czasami lepiej nie wchodzić ci w drogę, prawda?
Tylko wtedy, gdy wena ze mną nie współpracuje – wzruszyła niewinnie ramionami. Kiwnąłem głową patrząc w dal. Miałem wyłączony telefon, ale wiedziałem, że Chloe milion razy próbowała się ze mną skontaktować. Zbagatelizowałem ten fakt. Przebywanie z Haley było swojego rodzaju odskocznią przed problemami. Nie oceniała mnie, nie wciskała nosa w nie swoje sprawy, słuchała i dawała rady, kiedy ją o nie prosiłem. Z nią czas mijał inaczej, lepiej. – Chyba się zasiedzieliśmy! – Wskazała na wiszący na ścianie zegar. Miała rację.
Pomogę ci posprzątać. Jeśli chcesz mogę odwieźć cię do domu – zaoferowałem.
Nie trzeba, przyjechałam swoim samochodem. Ale dziękuję za propozycję – posłała mi uśmiech. Podszedłem do niej i kciukiem starłem z jej policzka pozostałości po farbie. Zadrżała. – Mason…
Przepraszam, nie powinienem był – cofnąłem rękę. – Dzięki za miło spędzony wieczór – Powiedziałem zmierzając do wyjścia. Haley pomachała mi na pożegnanie. Odmachałem jej wsiadając do samochodu. Oparłem głowę o kierownicę. Co ja próbowałem zrobić? Co się ze mną działo, do cholery?!


***

Witam! 

Chyba coraz bardziej się lubią ;) 

Jeśli jesteście zainteresowane to zapraszam na prolog czegoś nowego ^^ casting na miłość ;)


Pozdrawiam ;*