Moje
życie przypominało jeden, wielki, całkowicie nie śmieszny żart.
Byłam wyjątkowo głupia, nieszczęśliwie zakochana i pozbawiona
resztek zdrowego rozsądku. Powinnam sobie odpuścić, wiedziałam
to. Powinnam była dać sobie spokój, bo zdawałam sobie sprawę, że
Mason i ja razem, to kompletnie abstrakcyjna rzecz. On miał swoje
poukładane życie, karierę stojącą przed nim otworem, dziewczynę
u swego boku, a ja byłam jedynie nic nie znaczącym epizodem w jego
jestestwie. Gdybym teraz się zwolniła, gdybym już nigdy więcej
nie przekroczyła progu Cobham, zapewne nic by go to nie obeszło.
Przycisnęłam poduszkę do twarzy chcąc wyrzucić go z pamięci.
Nic z tego. Ciągle wkradał się nieproszony do moich myśli i snów.
Ciągle prześladowały mnie jego roześmiane, piwne oczy i uroczy
uśmiech. Byłam skończona i to po całości. Rozmawialiśmy przy
każdej nadarzającej się ku temu okazji. Wymienialiśmy się
wiadomościami oraz uwagami o meczach. Wydawało mi się, że
każdym kolejnym dniem nieświadomie zbliżaliśmy się do siebie
coraz bardziej, co było złe. Mason był w związku, a ja nie miałam
prawa w niego ingerować. Nie miałam prawa do niego. Wściekła
zgrzytnęłam zębami i wsunęłam bose stopy w ciepłe kapcie.
Zbiegłam na dół, do kuchni, aby rozbudzić się mocną, gorącą
kawą. Tata już upijał łyk z wyszczerbionej filiżanki, mama
delektowała się herbatą z mlekiem, a Max pochłaniał
jajecznicę z bekonem. Pokręciłam głową i nastawiłam ekspres.
–
Jak zwykle spóźniona – rzucił mój
młodszy brat wycierając twarz ręką.
–
A ty jak zwykle ubrudzony – wytknęłam
mu język. – Masz osiem lat!
–
No i co z tego? – wzruszył ramionami
kończąc śniadanie. – Ty dwadzieścia, a wcale nie zachowujesz
się lepiej ode mnie – Podsumował siorbiąc herbatę.
–
Max! – warknęłam i rzuciłam w niego
świąteczną serwetką. Pech chciał, że wylądowała w
talerzu taty.
–
Chyba tym razem młody miał rację –
przyznał tata gromiąc mnie wzrokiem. Przeprosiłam go i usiadłam
na krześle. Sięgnęłam po pomarańczę.
–
To twoje śniadanie? – spytała
zatroskana mama. – Powinnaś jeść więcej, wydaje mi się, że
chudniesz w oczach!
–
Nie przesadzaj Kelly – tata puścił mi
oczko. – Max za nią nadrabia.
–
Jack… – mama załamała ręce. –
Czasami nie mam do was siły – Mimo wszystko uśmiechnęła się
wypowiadając te słowa. – Ale i tak was kocham – Dodała
zbierając się do pracy. – Kiedy wrócę, udekorujemy dom! –
Klasnęła głośno, aby podkreślić swój entuzjazm. Poszłam za
jej śladem, co spowodowało markotne miny u taty i Maxa. Oboje
nienawidzili świątecznego okresu, który w Anglii zaczynał się
właśnie dziś. Ja i mama uwielbiałyśmy go. Kochałyśmy znosić
przeróżne ozdoby i dekoracje, stroić wysoką, żywą choinkę oraz
otwierać kalendarze adwentowe. Dom wyglądał wtedy magicznie,
różnorakie światełka migotały kolorowym blaskiem, a ogień
trzaskający w kominku dawał przyjemne ciepło i ukojenie. To
zdecydowanie był najlepszy czas każdego roku. Ulice również
wyglądały zupełnie inaczej. Były ubarwione i żywe.
–
Nie mogę się doczekać! – przyznałam
opróżniając filiżankę. – I też będę się zbierać –
Zakomunikowałam.
–
Do której pracy? – tata mrugnął do
mnie znad czytanej gazety.
–
Najpierw jadę do Cobham, a później do
pracowni. Muszę pozałatwiać ostatnie sprawy przed zbliżającą
się wystawą!
–
Trzymamy kciuki!
–
Ja nie trzymam. A teraz się pospiesz, bo
nie chcę spóźnić się przez ciebie na trening!
–
Max!!!
Londyn,
Stamford Bridge, 04.12.2019 r.
Mecz
pomiędzy Chelsea a Aston Villą rozpoczął się punktualnie.
Pierwszy gwizdek sędziego został poprzedzony gromkim przywitaniem
legendy The Blues, Johna Terry’ego, który powrócił na stadion w
roli asystenta trenera przeciwnej drużyny. Tata poklepał mnie
pieszczotliwie po głowie, kiedy ukradkiem otarłam łzę. Nic nie
mogłam na to poradzić! Emocje rozsadzały mnie od środka. Max
oglądał mecz w domu; rano musiał wstawać do szkoły, co nie
napawało go optymizmem. Współczułam mamie, że musiała znosić
jego fochy. Czasami, a nawet częściej bywał nie do zniesienia. Gra
toczyła się pod dyktando Chelsea, co przyniosło skutek już w
dwudziestej czwartej minucie. Piłkę do siatki wpakował Tammy
Abraham, jednak nie celebrował bramki ze względu na szacunek do
poprzedniego klubu. Pod koniec pierwszej połowy Aston Villa
strzeliła wyrównującego gola, a Mason obejrzał żółtą kartkę.
Zmrużyłam wściekle oczy, bo wcale na nią nie zasłużył! Według
mnie, tata miał odmienne zdanie w tej kwestii. Puściłam tę uwagę
mimo uszu, bo nie chciałam wdawać się w niepotrzebne dyskusje.
–
Lubisz go, prawda? – szturchnął mnie,
gdy zawodnicy schodzili z boiska. Ze zdziwienia szeroko otworzyłam
usta.
–
Lubię każdego zawodnika – odparłam
siląc się na spokój. Prawda była taka, że w środku cała się
trzęsłam. Czułam gorąc w każdym punkcie na ciele.
–
Ale jego chyba troszkę bardziej –
drążył.
–
Nie mam pojęcia, o czym mówisz –
wyrzuciłam z siebie na wydechu. Ta rozmowa była krępująca i
niezręczna. Wolałabym, aby nie miała miejsca. Nigdy. Ani w tym,
ani w innym życiu.
–
Dzieci myślą, że rodzice są ślepi i
głusi na pewne rzeczy i sprawy, ale prawda jest inna. Kiedyś się o
tym przekonasz – zapewnił mnie.
–
Nie wiem, o co ci chodzi! – spojrzałam
na niego z wyrzutem. – Kilka razy rozmawialiśmy ze sobą i to
wszystko – Ucięłam.
–
I dlatego codziennie rano wychodzisz do
pracy cała w skowronkach?
–
Lubię to, co robię. To wszystko. Tato,
odpuść, proszę! – zajęczałam. Kiwnął głową obserwując
mnie uważnie. Przewróciłam oczami zirytowana jego zachowaniem. Z
przyjemnością powróciłam do oglądania meczu. Niebiescy za
wszelką cenę starali się strzelić kolejnego gola, aby objąć
prowadzenie i utrzymać je do ostatniego gwizdka. Trzy minuty po
rozpoczęciu drugiej połowy, Tammy sprytnie posłał piłkę pod
nogi Masona, który się nie zawahał, tylko pewnie umieścił piłkę
w siatce. Wrzasnęłam z uciechy podskakując jak szalona. Zupełnie
zapomniałam o tacie i jego insynuacjach. Cieszyłam się tym golem,
czułam radość Masona, euforię przepływającą przez jego ciało.
Powachlowałam się dłonią, co wyraźnie rozbawiło człowieka
zwanego moim ojcem. Posłałam mu ostrzegawcze i ostre spojrzenie.
–
Przecież ja nic nie mówię! – zaczął
się bronić, jednak kpiący uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
Tupnęłam nogą jak mała dziewczynka. Frank dokonał kilku zmian, a
wynik nie uległ zmianie. Chelsea wygrała zapisując trzy, cenne
punkty na swoim koncie. Nagrodziliśmy piłkarzy brawami, a później
zaczęliśmy się kierować do wyjścia. Sylwetka Chloe mignęła mi
przed oczami. Zbiegła do Masona, dorwała go przed wejściem do
tunelu i obdarzyła czułym, gorącym pocałunkiem. W jednej
chwili wszystko się zatrzymało. Krzyki, stadion pełen ludzi. To
zniknęło, zostałam tylko ja. Nie mogłam oddychać, coś boleśnie
szarpało moimi wnętrznościami. To była tylko chwila. Znaczące
chrząknięcie taty spowodowało powrót do rzeczywistości.
–
Nie komentuj tego – rzuciłam i szybkim
krokiem się oddaliłam. W drodze do domu nie odezwałam się ani
słowem. Tata zaparkował samochód.
–
Pierwsza nieszczęśliwa miłość rządzi
się swoimi prawami – mruknął.
–
Nie jestem w nim zakochana –
odparowałam i wyszłam na zimne powietrze.
–
A ja wyglądam jak Johnny Depp –
sarknął.
–
To kłamstwo.
–
Tak jak to, że nie jesteś zakochana w
Masonie. Nie pakuj się w to, córeczko – ostrzegł mnie wchodząc
do domu. Nie powiedział mi nic nowego. Moje serce jednak miało to
gdzieś.
*
Londyn,
05.12.2019 r.
–
Mason! Mason, zaczekaj! – dobiegł mnie głos Tammy’ego.
Zniecierpliwiony ścisnąłem w dłoni kluczyki od samochodu. – Co
się z tobą dzieje? – Zapytał.
–
Nic, naprawdę nic – odparłem. –
Tammy, przepraszam, ale naprawdę mi się spieszy…
–
Gdzie? Przecież Chloe wyjechała dziś
rano nagrywać jakiś nowy kawałek… – zaczął.
–
Nie spieszy mi się do Chloe –
powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć. – Niech to szlag! –
Rzuciłem napotykając wzrok przyjaciela.
–
Jedziesz do tej dziewczyny, która
pracuje w Cobham? Mason, w co ty się wpakowałeś?
–
W nic! Możesz być pewien, że panuję
nad sytuacją! Tammy, obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale nie
teraz!
–
Spotykasz się z nią? Zwariowałeś?
–
Nie teraz, Tammy. Zadzwonię do ciebie
później – obiecałem i wsiadłem do samochodu. Odpaliłem go i z
piskiem opon ruszyłem z parkingu. Martwiłem się o Haley. Nie
pojawiła się dziś w pracy. Pytałem o nią Marie, ale kobieta nie
powiedziała mi nic konkretnego. Musiałem sprawdzić na własnej
skórze, czy wszystko z nią w porządku. Nie zastanawiałem się nad
swoim zachowaniem, wiedziałem, że dla kogoś z boku może wydać
się ono nielogiczne, ale nie obchodziło mnie to. Haley z każdym
dniem stawała mi się coraz bliższa i byłbym cholernym głupcem,
gdybym tego nie zauważył. Zajmowała moje myśli, gdy rozmawialiśmy
łapałem się na tym, że chciałbym ciągnąć tę wymianę zdań
w nieskończoność. Jej sposób bycia, jej zachowanie,
roztrzepanie… Te mankamenty sprawiły, że chciałem poznać ją
jeszcze bardziej, chciałem odkryć to, co zostało do odkrycia. W
ekspresowym tempie pokonałem trasę z ośrodka treningowego do
stadionu. Zaparkowałem samochód i przebiegłem na drugą stronę
ulicy. Haley chodziła po pracowni, trzymała telefon przy uchu, żywo
gestykulowała wolną ręką. Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka.
Nie od razu mnie zauważyła. Była pochłonięta rozmową, mówiła
głośno, jej głos momentami się łamał. Skończywszy, jak
zdążyłem się zorientować, niezbyt przyjemną wymianę zdań,
rzuciła telefon na stolik.
–
Mason? – wychrypiała, kiedy się
odwróciła. – Co ty tutaj robisz?
–
Martwiłem się o ciebie – przyznałem
i podszedłem bliżej. – Płakałaś? Dlaczego?
–
Nieważne – pociągnęła nosem.
–
Haley, nie wyjdę stąd, dopóki nie
powiesz mi, co się dzieje – oznajmiłem twardo.
–
Jutro miała odbyć się moja pierwsza,
profesjonalna wystawa! Organizator w ostatniej chwili się wycofał,
bo stwierdził, że moje obrazy jednak się nie nadają! Powiedział,
że są zbyt oczywiste i banalne. Mam się do niego zgłosić, kiedy
dojrzeję artystycznie – wyjaśniła wściekła.
–
To bzdury! Nie przejmuj się słowami
jakiegoś nadętego dupka! Twoje obrazy są świetne i wcale
nie oczywiste! – próbowałem jakoś ją pocieszyć.
–
Jakbyś się na tym znał – prychnęła
pod nosem. Uśmiechnąłem się lekko.
–
Chyba o to w tym chodzi – rzuciłem. –
Chodź tutaj, zaraz zrobi ci się lepiej – Podszedłem do niej i
bez zastanowienia zamknąłem ją w mocnym, szczelnym uścisku. Nie
spodziewała się tego. Przez moment stała odrętwiała, jednak
później z całej siły wtuliła się we mnie. Delikatnie głaskałem
ją po włosach, czułem jak się odpręża, jak negatywne emocje
opuszczają jej ciało. Była taka drobna i krucha. Zaciągnąłem
się zapachem jej perfum, kobiecych, pasujących jedynie do niej. Jej
serce zabiło szybciej, czułem że moje też pracuje na
przyspieszonych obrotach. Pocałowałem ją w czubek głowy. – Już
dobrze?
–
T-tak… Dziękuję – wykrztusiła
unikając mojego wzroku. Nie przeszkadzało mi to.
–
Dasz się namówić na gorącą
czekoladę?
–
Dam – odparła ze śmiechem. Zadowolony
pokiwałem głową. Zabrała swoje rzeczy i zamknęła
pracownię. Obserwując jej ruchy, jej twarz, zapragnąłem ją
pocałować. Przeraziło mnie to. Bardziej niż cokolwiek innego.
***
Witam!
Pilnie potrzebuję nowego sezonu i jednego transferu... 😈
Pozdrawiam ;*