Londyn,
08.12.2019 r.
Wesele Julie, znienawidzonej
koleżanki ze szkoły malarskiej zbliżało się wielkimi krokami. Nie miałam
najmniejszej ochoty na zabawę, wygłupy oraz tańce do białego rana, jednak
wiedziałam, że moja nieobecność dostarczy wszystkim dodatkowych tematów do rozmów.
Wiadomość o mojej odwołanej wystawie rozeszła się jak świeże bułeczki w
piekarni za rogiem o poranku. Miałam wszystkiego po dziurki w nosie. Do tej
pory nie otrzymałam konkretnych informacji, zachodziłam w głowę, gdzie popełniłam błąd, co zrobiłam nie tak, jak potrzeba, dlaczego
moje obrazy nie przypadły do gustu oceniającym. Zwątpiłam w siebie i w sens, tego,
co robię. Po co marnować czas i siłę na coś, co później okaże się totalną
klapą? Otarłam wierzchem dłoni łzy spływające z moich policzków.
− Haley,
skarbie… − mama wcisnęła mi w dłoń świąteczny kubek z gorącym kakao. Na jego
powierzchni unosiły się smakowicie wyglądające pianki.
−
Jestem beznadziejna – pociągnęłam nosem upijając łyk. Zrobiło mi się odrobinę
lepiej. – Powinnam skończyć z malarstwem raz na zawsze – Stwierdziłam.
−
Pleciesz bzdury, moja droga – rodzicielka z czułością zaczęła głaskać mnie po
włosach. Wtuliłam się w nią z całej siły, jednocześnie szarpiąc za nitki
ciepłego, puchatego swetra. – Nie możesz się poddawać po jednej nieudanej
próbie, wiesz o tym. Nie mam pojęcia, dlaczego organizatorzy odwołali twoją wystawę, ale
popełnili wielki błąd. Wkrótce się o tym przekonają, zobaczysz – Próbowała mnie
pocieszyć.
− A
jeśli po namyśle stwierdzili, że moje obrazy są do niczego? Że tak naprawdę
robię z siebie pośmiewisko wystawiając je? – wyraziłam swoje wątpliwości. Mama
spojrzała na mnie uważnie. Ściągnęła brwi.
−
Haley, nie możesz tak myśleć. Jesteś jeszcze bardzo młoda… Uwierz mi, to nie
pierwszy raz, gdy poczujesz w życiu rozczarowanie. Nie możesz jednak zadręczać
się czymś, na co nie masz wpływu. Musisz iść do przodu z wysoko podniesionym
czołem, a wtedy osiągniesz sukces. Jesteś utalentowana i żywiołowa. Sława stoi
przed tobą otworem – zapewniła całując mnie w czoło.
− A
jeśli się jej nie powiedzie… Zawsze ma opcję zapasową, prawda? – tata pojawił
się znikąd. Posłałyśmy w jego stronę zdziwione spojrzenia. – Mówię o karierze
kucharki – Zażartował.
−
Ktokolwiek powiedział, że twoje dowcipy są zabawne, okłamał cię – rzuciłam w niego dekoracyjną poduszką. – Idę spać. Muszę dotrzeć rano na czas, inaczej
Marie urwie mi głowę – Powiedziałam podnosząc się z kanapy. – Dzięki za
wszystko – Mówiąc to udałam się na górę. Na moment przestałam zadręczać się
wystawą. Teraz moje myśli zaprzątało to nieszczęsne wesele oraz to, że nie mam
osoby towarzyszącej. Moje życie było porażką.
Londyn, 09.12.2019 r.
W Cobham jak zawsze było głośno.
Piłkarze przerzucali się najnowszymi wiadomościami ze sportowego świata,
żartowali, żywiołowo wygłaszali swoje opinie na dany temat. Odruchowo
zawiesiłam wzrok na Masonie. Uśmiechał się, jednak nie tak jak zwykle.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, co może być powodem jego gorszego
nastroju. Jakiś uraz? Problem? Kłopot z dziewczyną? Pokręciłam głową skupiając
się na pracy. Z każdym dniem szło mi coraz lepiej, nabrałam wprawy, pewne
rzeczy weszły mi w nawyk. Dużo zawdzięczałam Marie. Kobieta była cierpliwa,
dosadnie tłumaczyła, co muszę zrobić, poprawiała mnie, gdy popełniłam błąd.
Miała wielkie serce i miłą aparycję. Wszyscy ją uwielbiali, czemu ani trochę
się nie dziwiłam. Była tutaj od samego początku, znała to pomieszczenie jak
własną kieszeń, znała piłkarzy, którzy zawsze zwracali się do niej z
szacunkiem. Była dobrym duchem tego miejsca. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów
z twarzy i udałam się na zaplecze w poszukiwaniu mleka. Ktokolwiek powiedział, że jestem głodomorem, nie docenił
piłkarzy Chelsea.
−
Cześć, Haley – Mason zastawił mi drogę. – Jak się czujesz? – Zapytał z troską.
Moje serce topniało.
− Cześć
– odparłam z uśmiechem. – Już znacznie lepiej, dziękuję – Odpowiedziałam. – Za
to ty nie wyglądasz najlepiej… Stało się coś?
− Nic
poważnego – machnął ręką. – Pomóc ci z tym? – Wskazał na trzymany przeze mnie
karton.
− Nie
zmieniaj tematu – skarciłam go.
−
Pokłóciłem się z dziewczyną… − zakłopotany podrapał się po głowie. – To
błahostka, naprawdę. Nie będę cię tym zadręczał – Oznajmił. – Haley… Masz
jakieś plany na najbliższy piątek? – Wypalił zbijając mnie z tropu.
− Mam…
− odparłam z wahaniem. – Dlaczego pytasz? – Zainteresowałam się.
−
Nieważne… Skoro jesteś zajęta… − uciekł wzrokiem w bok.
−
Uwierz, że wolałabym spędzić ten czas z tobą, jednak muszę pojawić się na
weselu koleżanki – skrzywiłam się. – W dodatku sama! – Tupnęłam nogą robiąc
naburmuszoną minę. Mason głośno się zaśmiał.
− To
faktycznie problematyczne – stwierdził. W pełni zgodziłam się z jego słowami. –
A może… Może mógłbym ci towarzyszyć? – Zaproponował nieśmiało. Myślałam, że się
przesłyszałam. Nogi wrosły mi w ziemię, a serce przyspieszyło. Czy on naprawdę
to powiedział? Czy moja bujna wyobraźnia po raz kolejny perfidnie ze mnie
zakpiła? – Haley?
− Ja…
Nie wiem, co powiedzieć – wykrztusiłam zgodnie z prawdą. – A co jeśli ktoś cię
rozpozna? Nie martwisz się tym, że ktoś może przekazać to twojej dziewczynie?
To szalony pomysł! – Sama nie wiem, co próbowałam tym osiągnąć. Oczywiście, że
chciałam, aby mi towarzyszył. Oczywiście, że chciałam spędzić tę noc w jego
ramionach, w jego obecności. Jednak… Obraz Chloe był rysą na szkle. Dość widoczną.
Nie powinnam pakować się w coś, co nie ma przyszłości. Doskonale to wiedziałam.
Mimo to…
−
Zakamufluję się – szepnął konspiracyjnie. – Nie przyjmuję odmowy! Zdzwonimy
się, żeby obgadać szczegóły! – Obiecał oddalając się. Co tutaj się właśnie
wydarzyło?
*
Londyn, 13.12.2019 r.
− Chyba
zaczyna mi na niej zależeć – mruknąłem w stronę Tammy’ego. Przyjaciel spojrzał
na mnie skonsternowany.
− Na
Chloe? – zmarszczył brwi. – Jesteś jej chłopakiem, więc to logiczne, że ci na
niej zależy – Odparł przykładając mi dłoń do czoła. – Dobrze się czujesz, Mase?
– Zaniepokoił się.
− Ty
kretynie, nie mówię o Chloe – powiedziałem oczekując jego reakcji.
−
Czekaj, czekaj! Zależy ci na Haley?! Zwariowałeś do reszty?! – podniósł głos. –
Czy coś się między wami wydarzyło? Całowaliście się? Przespaliście się ze sobą?
Mase, przypominam ci, że jesteś w związku! Jeśli faktycznie poczułeś coś do tej
dziewczyny, to uporządkuj swoje sprawy z Chloe.
− Nic z
tych rzeczy! – ostudziłem jego myśli. – Po prostu z Haley… Wszystko wydaje mi
się lepsze, rozumiesz? Nie do końca potrafię to wyjaśnić, ale ona jest… −
Szukałem w głowie odpowiednich słów.
− Wiem,
że jest w porządku. Jest również fajna i sympatyczna, o czym osobiście się
przekonałem, jednak nie możesz tak igrać z losem! Doskonale wiesz, jaka jest
Chloe. Gdy dowie się, że coś jest pomiędzy wami, nie daruje ci tego.
− Zdaję
sobie z tego sprawę! Ostatnimi czasy w ogóle nie możemy dojść do porozumienia w
pewnych kwestiach. Jesteśmy ze sobą prawie trzy lata, ale czy możemy tutaj
mówić o prawdziwej miłości? Byliśmy
dziećmi, gdy zaczęliśmy się spotykać…
− Więc
chcesz wykorzystać Haley, by przeczekać komplikacje? Odpuść, Mase. Zranisz ją i
Chloe, a później sobie tego nie wybaczysz. Jeśli naprawdę zauroczyłeś się w
Haley, to zerwij z Chloe. Jeśli chcesz być z Chloe, to daj spokój Haley. To
proste – Tammy wygłosił swoje zdanie, a ja trąciłem go w ramię. Wiedziałem, że
przyjaciel ma rację, ale nie potrafiłem się do tego przyznać. Kiedy moje życie
się tak skomplikowało? Do pewnego momentu wszystko chodziło jak w zegarku.
Podpisałem kontrakt z Chelsea, zadebiutowałem na Stamford Bridge w pierwszym
składzie, zdobyłem gola, nie miałem problemów z dziewczyną… A później na mojej
drodze pojawiła się Haley i straciłem rozum.
−
Idziemy dziś razem na wesele – wykrztusiłem z siebie po paru minutach ciszy.
Tammy posłał w moją stronę zaskoczone spojrzenie. – Nie patrz tak na mnie! To
był mój pomysł – Przyznałem.
− Mase…
Nie mam do ciebie słów! Twoje zachowanie jest kompletnie nielogiczne!
Oczywiście zrobisz, jak uważasz, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem. Albo jedna,
albo druga – obwieścił tonem znawcy chowając telefon do kieszeni spodni.
−
Będziesz mnie krył? – poprosiłem.
− A mam
inne wyjście? – prychnął. – Nie daj się przyłapać – Poinstruował mnie. Puściłem
tę uwagę mimo uszu wyciągając z szafy garnitur. Przedstawienie czas zacząć!
Zjawiłem się w pracowni Haley przed
czasem. Drzwi były otwarte, więc śmiało przekroczyłem próg. Nienawidziłem
eleganckich ubrań! Spodnie mnie uwierały, a doczepiana fryzura i broda okropnie swędziały. Musiałem jednak odpowiednio
zadbać o swój wygląd, by mniej rzucać się w oczy. Miałem nadzieję, że Haley
doceni moje starania.
−
Mason, to ty? – spytała wyłaniając się z drugiego pomieszczenia.
− Tak –
odparłem i odwróciłem się w jej stronę. Moje serce przyspieszyło. Haley
wyglądała przepięknie. Elegancko i dziewczęco. Czerwona suknia z głębokim
rozcięciem, wysokie buty, lekki makijaż i delikatnie upięte włosy… Była piękna.
– Wyglądasz… Wow! – Powiedziałem z podziwem, gdy odzyskałem głos.
−
Dziękuję – odparła speszona i zlustrowała mój wygląd od góry do dołu. Z trudem
powstrzymała śmiech. – Muszę przyznać, że naprawdę się postarałeś! – Kiwnęła z uznaniem głową. – Chyba czas na nas… − Szepnęła sięgając po torebkę.
Zgodziłem się z jej słowami nie mogąc oderwać od niej wzroku, gdy zakładała na
siebie płaszcz. Zawsze widywałem ją w dżinsach, trampkach i luźnych koszulkach,
bądź w ochlapanych farbą bluzkach. Teraz wyglądała zupełnie inaczej. Wsiedliśmy do
jej samochodu. Droga upłynęła nam w przyjemnej ciszy. Wiedziałem, że Haley nie
ma ochoty na to wesele. Czułem, że moja obecność pomoże jej odzyskać spokój
ducha i dobry humor. Nie mogłem pozwolić na to, aby cały wieczór przesiedziała smutna
i nadąsana. Ceremonia została odprawiona w małym kościółku na przedmieściach
Londynu. Haley pociągnęła nosem, choć kilkakrotnie zarzekała się, że nie uroni
ani jednej łzy. Uniosłem kąciki ust ku górze, jednak nie skomentowałem tego. Po
ślubie udaliśmy się do bogato udekorowanej sali weselnej. Przepych i ogrom aż
biły po oczach. Wszystko było do siebie dopasowane, królowała biel i czerwień.
Bukiety kwiatów, kryształowe żyrandole, złote sztućce… Spojrzałem na Haley,
która milczeniem zgodziła się z moimi myślami. Podeszliśmy do młodej pary, by
złożyć życzenia. Przelotne całusy w powietrzu, uścisk dłoni.
− Nie
chwaliłaś, że kogoś masz – Julie uśmiechnęła się miło. Za miło.
−
Jestem Nick – przedstawiłem się obejmując talię Haley. Zadrżała. – Mamy zamiar
dobrze się bawić! – Zapewniłem odchodząc w kierunku naszego stolika.
− Nick…
Muszę się przyzwyczaić – dziewczyna zachichotała chwytając za kieliszek
szampana. Poszedłem za jej śladem, by się rozluźnić. Nikt mnie tu nie znał,
nikt mnie nie rozpoznał. Resztę wieczoru spędziłem na tańcach i piciu. Haley
wirowała w moich ramionach posyłając w moją stronę czarujące uśmiechy. Jej
bliskość, jej zapach… Błyszczące oczy, promienny nastrój. Moje ręce obejmujące
jej talię, jej ręce zarzucone na moją szyję. W pewnym momencie otaczająca nas
rzeczywistość zniknęła. Byliśmy tylko we dwójkę, ciesząc się sobą i swoim
dotykiem. Nic nie mogło zakłócić tej magii. Po północy dotarła do mnie
oczywista prawda. Byłem zakochany w Haley.
***
Witam!
Ma ten Mason pomysły 😃